Po wielkich bojach Miasto wystawiło wreszcie na osiedlu eleganckie
kosze z napisem „Posprzątaj po psie”. Co prawda wystawiło je
tylko z jednej strony trawnika, więc jak piesek zrobi kupkę na
drugim końcu, to przecież arystokracja nie będzie drałować przez
całą długość budynku. Inna sprawa, że owe kosze są zapchane
wszelkimi „dobrami” - opakowania po pizzy, hamburgerach znanej
sieci i oczywiście – przegląd asortymentu pobliskiego sklepu
monopolowego wraz z oglądem upodobań i poglądem na wielkość
spożycia wśród mieszkańców. Co i tak uważam za sukces – tu
dochodzimy do wzmiankowanej anomalii grawitacyjnej – pełna butelka
/ puszka są wyraźnie lżejsze od pustej. Tylko bowiem w taki sposób
można wytłumaczyć zjawisko, że większość ląduje na trawnikach
i chodnikach (dobrze, jak nie potłuczone), a nie w koszach na
śmieci. Nawet, jeśli do kosza jest parę kroków.
Przy owych koszach zainstalowano nawet specjalne zasobniki na
torebki, żeby było w czym posprzątać. Swego czasu nawet były –
raz, czy dwa... Teraz ich nie uświadczysz. I tu pojawia się problem
– w końcu nie zawsze mamy wystarczającą ilość torebek
szczególnie, odkąd sklepy wprowadziły ścisłą reglamentację. A
głupio tak brać, gdy przypadkiem można. Swego czasu kupowałem
specjalne w sklepie zoologicznym, ale uznałem, że po co przepłacać?
No i wymyśliłem.
Sprawa banalnie prosta. W pobliskim hipermarkecie za ok. 1,60 zł
kupiłem torebki na mrożonki, rozmiar 20 x 40 cm, sztuk 80 (są i
większe). I po kłopocie, co polecam wszystkim, którzy mają
problem z torebkami.
Michał
& Sagor
Fot.: Michał