Wrrr.... parszywy dzień wczoraj miałem. Nie dość, że się nie
wyspałem, to jeszcze wkurzył mnie pewien typ, którego nie nazwę
tak, jak na to zasługuje wyłącznie dlatego, że ten tekst mogą
przeczytać kobiety i dzieci.
No i jeszcze Tłusty Czwartek. Nie mam nic przeciwko tradycjom, wręcz
przeciwnie. Szkopuł w tym, że od dłuższego czasu nie przepadam za
słodyczami w ogóle, a za pączkami zwłaszcza. Nie wiem czemu.
Ponadto miałem jechać po zakupy, a tu śnieg pada i pada,
„solniczek” nie widać, błoto na jezdniach... Ostatecznie dałem
sobie spokój – po co ryzykować wizytę w warsztacie blacharskim?
W wyniku splotu wydarzeń wieczorem byłem w wyjątkowo nieprzyjaznym
do świata usposobieniu. Labradorek doskonale to wyczuł. Na ostatnim
tego dnia spacerku zachowywał się wyjątkowo grzecznie i bardzo
ładnie się bawił z miłą, półroczną suczką owczarka collie.
Po powrocie do domu podszedł do mnie, polizał rękę (a gdy się
dało również twarz), jakby chciał powiedzieć Ej, nie martw
się już dłużej! Potem
położył się wygodnie i zaczął rozkosznie pochrapywać. Wie,
szelma jeden, że mnie to uspokaja :-)
A mi przypomniała się historia
sprzed lat, związana z Tłustym Czwartkiem i pączkami.
Rzecz wydarzyła się w 1999 r. Był Tłusty Czwartek. W firmie, w
której ówcześnie pracowałem, byłem najmłodszy stażem i
wiekiem, więc nic dziwnego, że zostałem „na ochotnika”
wyznaczony do hurtowego zakupu pączków. Wyposażony w listę „ile
komu” oraz stosowną ilość gotówki wyruszyłem do pobliskiej
cukierni, cieszącej się zresztą zupełnie zasłużoną renomą.
Cukiernia mieściła się na parterze kamienicy stojącej przy
wąskiej uliczce centrum Bardzo Dużego Miasta. Traf chciał, że
drzwi wejściowe cukierni sąsiadowały z drzwiami wejściowymi
sklepu zoologicznego na grubość ściany. Dodać należy, że nad
wejściem do sklepu zoologicznego prostopadle do elewacji
przymocowany był duży szyld ze stosownym napisem. Nad cukiernią
takowego nie było.
Kolejka chętnych na pączki była długa i stała na ulicy. Patrząc
z boku można było odnieść wrażenie, że ludzie ci mogą czekać
na wejście do sklepu zoologicznego. Takie wrażenie odniósł
najwyraźniej pewien Pan, który na skutek nadmiernego spożycia
wyrobów przemysłu gorzelniczego miał ewidentne problemy z
zachowaniem równowagi. Jak się później okazało również fonia
mu szwankowała. Kalendarz też.
Ów Pan, mimo tych wszystkich dolegliwości, zachował jednak podziwu
godną ciekawość świata. Najpierw zatrzymał się po przeciwnej
stronie ulicy i spróbował samodzielnie ogarnąć zjawisko kolejki.
Najwyraźniej mu się to nie udało, więc postanowił zbadać rzecz
u źródła. Sprawa nie była prosta – pokonać trzeba było w tym
celu liczne przeszkody terenowe: krawężniki, zaparkowane samochody,
przejeżdżające samochody i – jak mawiają wojskowi – małe
akweny wodne o granicach nieoznaczonych na mapach i nikłym znaczeniu
strategicznym, czyli kałuże. A wszystko to wbrew słabości ciała.
Duch jednak był w nim silny, dzięki czemu pokonał szczęśliwie
ulicę.
Stałem sobie spokojnie obserwując wyczyn owej ofiary pomroczności
jasnej pełnej. Nie wiem czemu ów osobnik uznał, że to właśnie
ja jestem najbardziej kompetentną osobą, która pomoże mu
rozwikłać zagadkę stojących na ulicy ludzi.
Ofiara pomroczności jasnej pełnej oddaliła się pełnym godności
slalomem. Ucichły bełkotliwe wyrazy dobywające się z otworu
paszczowego, a chwilę później smród spalin (niczym w reklamie
odświeżacza) zamaskował aromat rozsiewany przez dociekliwego
badacza.
Michał & Sagor
Fot.: http://pl.wikipedia.org
PS. Młodszym wiekiem Czytelnikom wyjaśniam, że w latach
osiemdziesiątych XX w. w Polsce występowały „przejściowe
trudności w zaopatrzeniu”. Ponieważ były one permanentne i
dotyczyły praktycznie wszystkiego, więc niektórzy mówili, że są
one przejściowe, ponieważ przechodzą z ojca na syna. W potocznym
języku zaś pojawiło się określenie „rzucili towar do sklepu”
co oznaczało zwykłą dostawę towaru. I tak mówiono na przykład,
że do jakiegoś sklepu rzucili wołowe, kawę, buty, papier
toaletowy itp. a pod sklepami ustawiały się kolejki. Jestem święcie
przekonany, że ów Pan doskonale znał tego typu związki
frazeologiczne.