Jak wiadomo panika jest złym doradcą, bo łatwo można wyjść na
durnia.
Być może o tym pisałem, być może napiszę po raz pierwszy – w
kwestii zdrowia labradorka jest tylko jeden większy panikarz w
rodzinie niż Sagor – ja. Powody są różne – dwa razy Sagor
poważnie zachorował: miał koszmarne zapalenie przewodu
pokarmowego, drugim razem – boreliozę. Poza tym – biorąc psa
pod swój dach przejmujemy odpowiedzialność za jego życie i
zdrowie, a ja bardzo nie lubię, gdy mój drab cierpi. Potrafi to
okazać na wiele sposobów, ale każdy jest dla mnie przykry.
Tego dnia wszystko zapowiadało się normalnie. Poranny spacerek,
jedzonko... Nie było błota i kałuż, więc doszedłem do wniosku,
że nie trzeba czyścić psiego podwozia :)
Sagor zaczął zachowywać się dziwnie. Osowiały, kładł się
wyłącznie na swoim legowisku, a nie jak zazwyczaj na tapczanach czy
fotelu. Mało tego – zaczął wyraźnie utykać! Przypomniały mi
się objawy boreliozy, gdy po przejściu kilku kroków siadał i
żałośnie popiskiwał. No i panika – co się dzieje!? Pies
chory!!!
Gorzej – nie udało mi się dodzwonić do naszej ulubionej Pani
Weterynarz! A labradorek nie pozwala obejrzeć łapki! Ratunku, co
robić!!!
Wychodzę z siebie, staję obok i oba cwaj łazimy po ścianach.
Rwałbym włosy z głowy, ale wszystkie pouciekały, a z własnej
trochę nieestetycznie i boli :D
W końcu udało się obejrzeć Sagorową łapkę. I co się okazało?
Sagor jest bardzo czystym labradorkiem. Nie to, żeby miał coś
przeciwko utytłaniu się na spacerze. Ale po przyjściu do domu
obowiązkowo czyszczenie futerka i łapek – inaczej embargo na
tapczany, fotele itd.
Tym razem, jak pisałem, etap czyszczenia został pominięty z
powodów meteorologicznych. A okazało się, że Sagor podczas
spaceru wdepnął w … wiadomo co. Nie dość, że brudny, to
jeszcze mu śmierdziało cudze g...
Wizyta w wannie i prysznic załatwiły sprawę :D
Michał
& Sagor
Fot.: Michał