środa, 26 września 2012

Przyjemne z pożytecznym

Labradorek komicznie przekrzywił łepek z gracją drapiąc się zadnią łapą za uchem. „Co u licha? Jeszcze przed chwilą człowiek zabraniał kopać dołek, a teraz sam zachęca, wręcz prosi?”.

W końcu nieśmiało wkroczył w krąg wyznaczony przez usuniętą darń. Z dużą dozą niepewności grzebnął ostrożnie łapką. Usłyszawszy pochwałę nie wierzył własnym uszom. Jeszcze raz grzebnął – znowu pochwała. Teraz już pewien, że się nie przesłyszał z animuszem zaczął robić to, czego normalnie mu nie wolno – kopać dołek. Urobek psich łapek fontanną tryskał pod tyłkiem labradorskiego górnika przodkowego.

Gdy zziajany i szczęśliwy swe dzieło uznał za ukończone, jak każdy przyzwoity artysta postanowił je podpisać. Podszedł do kupy piachu i nonszalancko (czyli nie za wysoko, po co się przemęczać?) zadarł łapkę w wiadomym celu. Po czym z godnością kręcąc tyłkiem ruszył do kuchni sprawdzić, czy czegoś się nie uda wyłasować.

Cóż, leśniczówka leśniczówką, ale jakiś kompostownik jest potrzebny :-P

Michał & Sagor
Fot.: Michał

czwartek, 20 września 2012

Przyjaźń, aż się wypełnią dni

Będę Ci wiernym przyjacielem
aż po ostatni z moich dni
A w zamian proszę tak niewiele -
byś patyk czasem rzucił mi

Zawsze powitam Cię z radością
łasząc się szczęściem u Twych nóg
Pieszczotę przyjmę z przyjemnością -
takim mnie stworzył dobry Bóg

Wiecznego spaceru gdy przyjdzie czas,
bo tak ten świat złożony jest,
Zaczekam, nim los znów złączy nas
i wtedy razem – Ty i Twój pies
                      Ręka w łapę będziemy szli
                      aż się wreszcie wypełnią dni...

Autor – Michał
Inspiracja - Sagor

niedziela, 9 września 2012

Jesienne wspomnienie

Jesień. Moja ulubiona pora roku, zwłaszcza od czasu, gdy początek września przestał dla mnie oznaczać początek roku szkolnego.

Niestety, nie zawsze jesienną aurę da się określić mianem „polskiej złotej jesieni”. Szczególnie w listopadzie.

Dla mnie deszcz, wiatr i plucha oznaczają niechybnie jakieś paragrypowe męczące choróbsko. W takich sytuacjach najchętniej przesypiam całe dnie i noce. Nie inaczej było i tym razem z tą różnicą, że jako osoba najzdrowsza w rodzinie musiałem wyjść z psem na spacer.

Cóż, wyglądałem tak jak się czułem. A może nawet gorzej – wiedząc, że spacer bez wskoczenia na człowieka jest nieważny, ubrałem się specjalnie w taki sposób, żeby nie było większych strat materialnych, zwłaszcza w segmencie materiału portek. Dodatkowo nie chciało mi się ogolić, więc spod czapki wyzierała fizjonomia wcale nie mniej zarośnięta niż pyszczek labradorka. No i jeszcze nieodzowna chrypa, mogąca iść w zawody z głosem ś.p. Jana Himilsbacha tudzież Włodzimierza Wysockiego.

Słowem – aparycja w typie „naści złocisza, biedny człeku”.

Noga za nogą wlokłem się przez jesienną szarugę targany na równi porywami wiatru i smyczy wesoło brykającego labradorka. Gdy wtem z zaparkowanego samochodu wysiadły dwie dziewczyny naprawdę wielkiej urody. Na widok wesoło brykającego labradorka zaczęły się zachwyty: „Jaki śliczny! Jaki milusi! Jaki słodki!”.

Człowiek już tak ma, że czasem coś palnie szybciej, niż pomyśli. Nie inaczej było i tym razem.

Podczas gdy labradorek radośnie merdał ogonkiem, ja w odpowiedzi na dziewczęce zachwyty wychrypiałem: „No, a jakiego mam fajnego psa!”.

Michał & Sagor
Fot.: Michał

Hobby? Torby ;-)

Labradorek lubi torby. Nie żeby miał do nich jakiś specjalny sentyment, to raczej sympatia o charakterze czysto praktycznym. Gdy w domu zaczyna się pakowanie toreb, to nieomylny znak wyjazdu. A wyjazd – wiadomo, równa się przygoda. Leśniczówka, działka, Roztocze... a może jeszcze gdzie indziej? Tak czy siak – będzie zabawa.

Gdy w domu pojawia się gość z torbą, to też fajnie. Trzeba koniecznie sprawdzić, co też takiego ma w torbie, i czy nie dałoby się tego wyłasować. Albo chociaż pobawić.

Ale największym sentymentem labradorek bez wątpienia darzy torby z zakupami. Gdy wracamy do domu objuczeni efektem wymiany papieru zadrukowanego podobiznami królów i książąt na dobra doczesne, to dopiero jest frajda. Przy obowiązkowym Labradorskim Tańcu Powitalnym nieodłączna mruczanka brzmi, jakby Sagor się cieszył: „Są siateczki, głodu nie będzie!”. Następnie zaczyna się rewizja zawartości siatek. W końcu pies musi trzymać łapkę na pulsie gospodarki żywieniowej człowieków :-D

Pół biedy, gdy chodzi o zakupy robione na potrzeby domu. Również znajomi przyzwyczaili się, że gdy wracają z zakupami i spotkają na swej drodze labradorka, to niewątpliwie będzie on próbować zgłębić zawartość ich siatek.

Gorzej, że labradorek nie ogranicza swoich zainteresowań / sentymentów do siatek Rodziny i znajomych. Można wręcz powiedzieć, że on rozszerza je na ogół siatek i zakupów występujący w przyrodzie.

Pewnego dnia wracaliśmy sobie ze spaceru. Człapaliśmy leniwie chodnikiem, przy czym labradorek co chwilę podnosił zadnią łapkę pozostawiając na latarniach, krzewach i słupach SMS – y dla innych piesków. Do krawężnika podjechał samochód, z którego wysiadła Jakaś Pani. Otworzyła bagażnik i wyciągnęła pokaźnych rozmiarów torbę z zakupami. Odstawiła torbę na chodnik i ponownie zagłębiła się w przestrzeń bagażową pojazdu w celu wydobycia drugiej torby.

Jakież było jej zdziwienie, gdy wyjmując torbę zobaczyła labradorka nurkującego pyskiem w stojącą na chodniku torbę. Tuż obok stał człowiek (czyli ja), trzymający w ręku smycz i spokojnie perswadował psu, że to nie jego torba.

Na szczęście Pani miała poczucie humoru i całość skwitowała śmiechem.

Michał & Sagor
Fot.: Michał

wtorek, 4 września 2012

Manewr napoleoński

Jakiś czas temu pisałem jak wygląda spanie z labradorkiem. Pozwolę sobie zacytować pewien fragment, istotny dla niniejszego tekstu: „Zasadniczą kwestią, determinującą komfort spania z labkiem, jest kolejność. Wszystko zależy od tego, kto pierwszy znajdzie się w łóżku. Jeżeli jest to pies – jak nic rozwali się w poprzek i wszelkie próby znalezienia kawałka miejsca dla siebie będzie zbywać wymownym chrapnięciem”.

Otóż zauważyłem, że labradorek zaczął stosować wobec mnie wybiegi taktyczne, które nazwałem „manewrem napoleońskim”. Rzecz jasna Sagorek ma raczej mgliste pojęcie o Napoleonie, co jednak w niczym nie zmienia faktu, że opracował fortel, jak mawiał imć Zagłoba, który stosuje z powodzeniem.

Zdarza się czasami, że po południu mnie zmorze i wtedy ucinam sobie godzinną drzemkę. Cóż, takie życie, jednak pod czujnym okiem labradorka wszystko może się zamienić w przygodę. Otóż pies, jak już nie raz pisałem, swobodnie przemieszcza się po całym mieszkaniu. Aby to było możliwe – drzwi nie są zamykane. Dodam, że tak się jakoś losy potoczyły, że zarówno w Kwaterze Głównej Labradorka jak i leśniczówce układ mieszkania to tzw. amfilada – czyli pokój przechodni.

Labradorek leży sobie spokojnie na tapczanie i obserwuje. Gdy idę się położyć w ostatnim pokoju piesek czeka, aż przymknę drzwi. Układam się wygodnie, poprawiam poduszkę, przykrywam kocykiem i już – już mam zapaść w upragnioną drzemkę, gdy drzwi otwierają się z impetem. Na pokoje wkracza groźna bestia, staje przy tapczanie, zaklaszcze uszami i dokona abordażu legowiska. Bardzo grzecznie – z wymownym chrapnięciem układa się wzdłuż nóg tak, żeby nie przeszkadzać.

Cóż, trzeba więc podnieść cztery litery z tapczanu i ponownie przymknąć drzwi. Dajmy na to, żeby nie leżeć w przeciągu. No to wstaję, przymykam i wracam do przerwanej drzemki. Ale – uwaga! – tym razem już nie jestem pierwszy, tylko drugi na legowisku. A o prawie do rozwalania się na legowisku decyduje, jak pisałem kolejność.

Raz czy dwa uznałbym to za przypadek. Ale zbyt wiele takich przypadków doświadczyłem by nie podejrzewać przebiegłego fortelu :)

Reszta jest chrapaniem :D

Michał & Sagor

Fot: Michał