wtorek, 5 lutego 2013

Śmierdząca sprawa i repetytorium

W rezultacie intensywnej, kilkudniowej odwilży zniknął śnieg, a gdy przestało padać okazało się, że miejscami również i asfalt. Mniejsza z tym. Brak śniegu ukazał wyjątkowo przykry widok trawników i chodników, pełnych odchodów, wyrzucanych przez okno resztek jedzenia i śmieci.

Rozmarzły również smrody, które labradorek dokładnie obwąchiwał. Po prawdzie to w tym natłoku interesujących go zapachów najwyraźniej zapomniał, że jest dorosłym, poważnym psem i w trakcie spacerów zachowywał się jak skrzyżowanie dzika z glonojadem: pysk przy ziemi jak glonojad, ogon w górze jak u odyńca i pędem przed siebie!

Tego wieczoru przestało wreszcie padać. Spacerek zapowiadał się więc bardzo miło, w programie przewidziane zostały różne atrakcje. Już wyjście z budynku zaczęło się przyjemnie – przed klatką spotkaliśmy zaprzyjaźnioną suczkę – kluseczkę oraz jej sympatyczną Panią. Poszliśmy więc razem, a Sagor na zmianę obwąchiwał smrody i zaczepiał cierpliwą sunię.

W pewnym momencie wyczuł jakiegoś wyjątkowo interesującego smroda, więc pędem ruszył w jego kierunku kompletnie nie przejmując się uczepionym smyczy mną. Pokonanie niskiego żywopłotu było w miarę łatwym zadaniem. Wyhamowanie i utrzymanie równowagi na błocie udało się tylko cudem. Tego było już nadto.

Ostrzegawczy ton nie pozostawiał złudzeń – przegłeś Waść pałkę! Labradorek załapał w mig.

Reszta spaceru została poświęcona na repetytorium z grzecznego chodzenia na smyczy. Gdy tylko zaczynał udawać psa zaprzęgowego – stój, chodź tu, siad, równaj. Atrakcje rzecz jasna zostały przełożone na bliżej nieokreślone „kiedyś” - najpierw obowiązki, potem przyjemności.

Okazało się, że labradorek doskonale wie, że na smyczy nie wolno ciągnąć, ani też kotwiczyć nad smrodami. A zwłaszcza zmuszać człowieka do przebijania się przez żywopłoty i ślizgania na błocie. Ba, mało tego – doskonale o tym wiedział przez cały czas, na co wskazuje szybkość, z jaką zmienił swoje zachowanie.

Teraz chodzi grzecznie, wystarczy delikatne dwukrotne pociągnięcie smyczy palcami (żadne szarpania), i od razu zwalnia.

Do czasu. Wkrótce pewnie pojawi się jakaś „pachnąca” suczka. Cóż, taki to już los :-)

Michał & Sagor
Fot.: Michał

1 komentarz:

  1. ehh pies pociągowy... skąd ja to znam :) ale pracujemy, pracujemy i nawet pewne efekty widzę :)
    "kotwiczenie nad smrodami" - 100 % trafne i zabawne określenie, ale również znane :)

    OdpowiedzUsuń