W rezultacie intensywnej, kilkudniowej odwilży zniknął śnieg, a
gdy przestało padać okazało się, że miejscami również i
asfalt. Mniejsza z tym. Brak śniegu ukazał wyjątkowo przykry widok
trawników i chodników, pełnych odchodów, wyrzucanych przez okno
resztek jedzenia i śmieci.
Rozmarzły również smrody, które labradorek dokładnie obwąchiwał.
Po prawdzie to w tym natłoku interesujących go zapachów
najwyraźniej zapomniał, że jest dorosłym, poważnym psem i w
trakcie spacerów zachowywał się jak skrzyżowanie dzika z
glonojadem: pysk przy ziemi jak glonojad, ogon w górze jak u odyńca
i pędem przed siebie!
Tego wieczoru przestało wreszcie padać. Spacerek zapowiadał się
więc bardzo miło, w programie przewidziane zostały różne
atrakcje. Już wyjście z budynku zaczęło się przyjemnie – przed
klatką spotkaliśmy zaprzyjaźnioną suczkę – kluseczkę oraz jej
sympatyczną Panią. Poszliśmy więc razem, a Sagor na zmianę
obwąchiwał smrody i zaczepiał cierpliwą sunię.
W pewnym momencie wyczuł jakiegoś wyjątkowo interesującego
smroda, więc pędem ruszył w jego kierunku kompletnie nie
przejmując się uczepionym smyczy mną. Pokonanie niskiego żywopłotu
było w miarę łatwym zadaniem. Wyhamowanie i utrzymanie równowagi
na błocie udało się tylko cudem. Tego było już nadto.
Ostrzegawczy ton nie pozostawiał złudzeń – przegłeś Waść
pałkę! Labradorek załapał w mig.
Reszta spaceru została poświęcona na repetytorium z grzecznego
chodzenia na smyczy. Gdy tylko zaczynał udawać psa zaprzęgowego –
stój, chodź tu, siad, równaj. Atrakcje rzecz jasna zostały
przełożone na bliżej nieokreślone „kiedyś” - najpierw
obowiązki, potem przyjemności.
Okazało się, że labradorek doskonale wie, że na smyczy nie wolno
ciągnąć, ani też kotwiczyć nad smrodami. A zwłaszcza zmuszać
człowieka do przebijania się przez żywopłoty i ślizgania na
błocie. Ba, mało tego – doskonale o tym wiedział przez cały
czas, na co wskazuje szybkość, z jaką zmienił swoje zachowanie.
Teraz chodzi grzecznie, wystarczy delikatne dwukrotne pociągnięcie
smyczy palcami (żadne szarpania), i od razu zwalnia.
Do czasu. Wkrótce pewnie pojawi się jakaś „pachnąca” suczka.
Cóż, taki to już los :-)
Michał
& Sagor
Fot.: Michał
ehh pies pociągowy... skąd ja to znam :) ale pracujemy, pracujemy i nawet pewne efekty widzę :)
OdpowiedzUsuń"kotwiczenie nad smrodami" - 100 % trafne i zabawne określenie, ale również znane :)