Doprawdy, trudno się nie zadumać nad społecznym aspektem psa, a w
zasadzie – jego posiadania. Jeśli w naszym miejskim mieszkaniu
pojawi się pies, oznacza to, że wkrótce znacznie poszerzymy swoją
wiedzę o otaczającym nas świecie. Poznamy topografię okolicy, jej
florę i faunę, lokalny folklor a nawet upodobania kulinarne i
sytuację ekonomiczną społeczności jakże często mylącej
przydomowy trawnik ze śmietnikiem, do którego trzeba przejść te
parę kroków.
Siłą rzeczy wzbogacanie naszej wiedzy wiąże się z szeregiem
interakcji z ludźmi i zwierzakami. Różnie z tym bywa – czasem
zyskujemy znajomych a pieski towarzystwo zabaw, czasem wrogów.
Jeszcze indziej zaś – materiał na felieton.
Tomek to wyjątkowo spokojny, sympatyczny i kulturalny człowiek.
Kocha psy. Aktualnie jego uczucia koncentrują się na ślicznej,
rudej przedstawicielce rasy seter irlandzki. Labradorek zresztą w
pełni podziela uczucia Tomka, ale to temat na inną opowieść.
Oto historia opowiedziana przez Tomka:
Pewnego dnia wybrał się ze swoją seterką na spacer. Po
załatwieniu wszystkich spraw, jakie dobrze ułożony pies załatwia
poza domem (i posprzątaniu), Tomek postanowił wybrać się z suczką
do pobliskiego parku. Park ów został niedawno odnowiony, pojawiły
się rzeczki, jeziorka, różnoraka zieleń, ławeczki itp.
Do namiętności seterki należy, między innymi, wskakiwanie do
takiej „rzeczki” i brodzenie, szczególnie w upalne dni. Nie
inaczej było i tym razem – wykorzystując dobrodziejstwo długiej
smyczy suczka radośnie taplała się w takiej właśnie rzeczce.
Świadkiem psiego szczęścia była pewna pani, której się to
wyraźnie nie spodobało. Zaczęła więc wrzeszczeć, że pies
zanieczyszcza wodę, straszy ptaki itd. No i zawołała przechodzący
opodal patrol Straży Miejskiej.
Rozmowa ze strażnikami okazała się spokojna i rzeczowa a Tomek nie
został odznaczony dyplomem uznania płatnym na poczcie w ciągu
siedmiu dni.
W tym samym czasie pani, która wykazała się postawą obywatelską,
kawałek dalej pomagała przebywającemu pod jej opieką pacholęciu
w załatwieniu „grubszej potrzeby” pod krzaczkiem. Wszystko to
odbywało się na oczach Tomka i rozmawiających z nim strażników.
Gdy dialog cywilno – mundurowy dobiegał końca Tomek, który
normalnie nie przeklina, poprosił strażników o przypilnowanie owej
pani, żeby posprzątała po swoim dziecku, bo „on nie ma ochoty
wdepnąć w to g...”.
Strażnicy omal nie zakrztusili się ze śmiechu, zaś pani – z
oburzenia, ale nolens volens – w końcu posprzątała.
I w ten oto sposób dzięki psu wszyscy odnieśli korzyść.
Szczególnie ci, którzy nie musieli podziwiać pozostałości
bytności w parku pewnej pani i jej pacholęcia.
Michał & Sagor
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz