czwartek, 7 czerwca 2012

Pies w aspekcie społecznym


Doprawdy, trudno się nie zadumać nad społecznym aspektem psa, a w zasadzie – jego posiadania. Jeśli w naszym miejskim mieszkaniu pojawi się pies, oznacza to, że wkrótce znacznie poszerzymy swoją wiedzę o otaczającym nas świecie. Poznamy topografię okolicy, jej florę i faunę, lokalny folklor a nawet upodobania kulinarne i sytuację ekonomiczną społeczności jakże często mylącej przydomowy trawnik ze śmietnikiem, do którego trzeba przejść te parę kroków.

Siłą rzeczy wzbogacanie naszej wiedzy wiąże się z szeregiem interakcji z ludźmi i zwierzakami. Różnie z tym bywa – czasem zyskujemy znajomych a pieski towarzystwo zabaw, czasem wrogów. Jeszcze indziej zaś – materiał na felieton.

Tomek to wyjątkowo spokojny, sympatyczny i kulturalny człowiek. Kocha psy. Aktualnie jego uczucia koncentrują się na ślicznej, rudej przedstawicielce rasy seter irlandzki. Labradorek zresztą w pełni podziela uczucia Tomka, ale to temat na inną opowieść.

Oto historia opowiedziana przez Tomka:

Pewnego dnia wybrał się ze swoją seterką na spacer. Po załatwieniu wszystkich spraw, jakie dobrze ułożony pies załatwia poza domem (i posprzątaniu), Tomek postanowił wybrać się z suczką do pobliskiego parku. Park ów został niedawno odnowiony, pojawiły się rzeczki, jeziorka, różnoraka zieleń, ławeczki itp.

Do namiętności seterki należy, między innymi, wskakiwanie do takiej „rzeczki” i brodzenie, szczególnie w upalne dni. Nie inaczej było i tym razem – wykorzystując dobrodziejstwo długiej smyczy suczka radośnie taplała się w takiej właśnie rzeczce.

Świadkiem psiego szczęścia była pewna pani, której się to wyraźnie nie spodobało. Zaczęła więc wrzeszczeć, że pies zanieczyszcza wodę, straszy ptaki itd. No i zawołała przechodzący opodal patrol Straży Miejskiej.

Rozmowa ze strażnikami okazała się spokojna i rzeczowa a Tomek nie został odznaczony dyplomem uznania płatnym na poczcie w ciągu siedmiu dni.

W tym samym czasie pani, która wykazała się postawą obywatelską, kawałek dalej pomagała przebywającemu pod jej opieką pacholęciu w załatwieniu „grubszej potrzeby” pod krzaczkiem. Wszystko to odbywało się na oczach Tomka i rozmawiających z nim strażników.

Gdy dialog cywilno – mundurowy dobiegał końca Tomek, który normalnie nie przeklina, poprosił strażników o przypilnowanie owej pani, żeby posprzątała po swoim dziecku, bo „on nie ma ochoty wdepnąć w to g...”.

Strażnicy omal nie zakrztusili się ze śmiechu, zaś pani – z oburzenia, ale nolens volens – w końcu posprzątała.

I w ten oto sposób dzięki psu wszyscy odnieśli korzyść. Szczególnie ci, którzy nie musieli podziwiać pozostałości bytności w parku pewnej pani i jej pacholęcia.

Michał & Sagor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz