Ostatnio było o sukcesie ekspresowej
pedagogiki, więc dla równowagi – o pedagogicznej porażce. Ale
najpierw nieco rozważań, powiedzmy – egzystencjalnych :)
Ogólnie rzecz jest powszechnie znana
– pies będzie tyle umiał, ile go nauczymy. I tak, jak go nauczymy
będzie się zachowywać. W związku z powyższym „układamy”
psy. Siłą rzeczy część komend / poleceń związanych jest z
bezpieczeństwem psa na ulicy, zaś część – z ludzkim
wygodnictwem. Jeszcze inne z kolei – z ludzkimi fanaberiami. Te
ostatnie, w poszanowaniu indywidualizmu, zgodnie z labradorkiem
zignorowaliśmy.
Rzecz jasna piesek siada, staje,
idzie przy nodze (dokąd mu się nie znudzi), kładzie się, w tym
również w pozycji „przegląd podwozia”. Część z tych komend
ma zastosowanie w przypadku np. wycierania ubłoconego psa tudzież
sprawdzania, czy nie „złapał” kleszcza (względnie kleszcz jego
– zależy od punktu widzenia).
W związku z podawaniem łapy naszedł
mnie swego czasu piekielny pomysł. No bo jak to – spotyka człowiek
psa i „podaj łapę”? A zwykłe „cześć” to nie łaska?
„Dzień dobry”, pogłaskać pieska, poklepać... co to, to nie!
Od razu „podaj łapę”! Ciekawe, czy gdyby do takiego typa
zamiast „cześć” rzucić „podaj łapę” też by się
cieszył.
Labradorek rzecz jasna łapkę
podaje. Obie nawet, ale na komendę „podaj łapę” reaguje
zdziwionym spojrzeniem i merdaniem ogonem.
Wróćmy do mojego piekielnego
pomysłu. Otóż (bezskutecznie) próbowałem labradorka nauczyć,
żeby na komendę „podaj łapę” podawał... tylną.
Michał
& Sagor
Fot.: Michał
to by było ... ;)) hahahahaha :D
OdpowiedzUsuń