niedziela, 3 czerwca 2012

Porażka pedagogiczna


Ostatnio było o sukcesie ekspresowej pedagogiki, więc dla równowagi – o pedagogicznej porażce. Ale najpierw nieco rozważań, powiedzmy – egzystencjalnych :)

Ogólnie rzecz jest powszechnie znana – pies będzie tyle umiał, ile go nauczymy. I tak, jak go nauczymy będzie się zachowywać. W związku z powyższym „układamy” psy. Siłą rzeczy część komend / poleceń związanych jest z bezpieczeństwem psa na ulicy, zaś część – z ludzkim wygodnictwem. Jeszcze inne z kolei – z ludzkimi fanaberiami. Te ostatnie, w poszanowaniu indywidualizmu, zgodnie z labradorkiem zignorowaliśmy.

Rzecz jasna piesek siada, staje, idzie przy nodze (dokąd mu się nie znudzi), kładzie się, w tym również w pozycji „przegląd podwozia”. Część z tych komend ma zastosowanie w przypadku np. wycierania ubłoconego psa tudzież sprawdzania, czy nie „złapał” kleszcza (względnie kleszcz jego – zależy od punktu widzenia).

W związku z podawaniem łapy naszedł mnie swego czasu piekielny pomysł. No bo jak to – spotyka człowiek psa i „podaj łapę”? A zwykłe „cześć” to nie łaska? „Dzień dobry”, pogłaskać pieska, poklepać... co to, to nie! Od razu „podaj łapę”! Ciekawe, czy gdyby do takiego typa zamiast „cześć” rzucić „podaj łapę” też by się cieszył.

Labradorek rzecz jasna łapkę podaje. Obie nawet, ale na komendę „podaj łapę” reaguje zdziwionym spojrzeniem i merdaniem ogonem.

Wróćmy do mojego piekielnego pomysłu. Otóż (bezskutecznie) próbowałem labradorka nauczyć, żeby na komendę „podaj łapę” podawał... tylną.

Michał & Sagor

Fot.: Michał

1 komentarz: