czwartek, 29 sierpnia 2013

Nie taka znów ciapa

Przez pokolenia rzesze labradorków pracowały na w pełni zasłużoną opinię przyjacielskich ciap, szczególnie w stosunku do ludzi. Rzeczywiście, trudno się nie uśmiechnąć widząc te skądinąd duże drapieżniki (to od drapania zadnią łapą za uchem) radośnie wywijające ogonem do każdego, kto się do nich uśmiechnie. Jednakże – wszystko ma swoje granice.

Sagor w zakresie ciapowatości nie jest wyjątkiem. Przyjacielski poza granice zdrowego rozsądku chętnie wita gości. Jeden warunek – to domownicy muszą zaprosić gości. Przekonaliśmy się o tym kilka lat temu.

Na skraju uroczej, zamojskiej wsi stoi sobie chałupka. Nic wielkiego z tym, że chałupka, sad i przylegające pola są własnością Przyjaciela Rodziny, a więc i przyjaciela labradorka. Ponieważ jednak na stałe ów Przyjaciel mieszka w Bardzo Dużym Mieście, więc pod jego nieobecność gospodarką opiekuje się bardzo sympatyczny Pan M., mieszkaniec owej wsi.

Pewnego razu, gdy z Przyjacielem Rodziny dyskutowaliśmy o naszym sentymencie do wschodnich rubieży Polski, zaproponował nam – Macie klucze, jedźcie i bawcie się dobrze. No to pojechaliśmy :-)

Duży, czarny labradorek szybko zaskarbił sobie sympatię i szacunek sąsiadów, w tym Pana M., skądinąd rosłego mężczyzny.

Na tamtych terenach panują ciekawe obyczaje wielkiej gościnności – na podwórze czy pole sąsiadów można wejść ot tak, nie trzeba nikogo pytać. Nikt też nie narusza zasad gościnności. Już sam ten fakt, że jacyś obcy ludzie niezaproszeni chodzą po labradorskich włościach był dla gościnności Sagora nie lada wyzwaniem. Jego reakcje jednak ograniczały się do groźnego poszczekiwania i przestępowania z jednej przedniej łapki na drugą. Na zadnich siedział w pełnej godności pozycji.

Inna rzecz, że gościnni mieszkańcy owej wioski bez pukania wchodzili również do domów sąsiadów. Ma to racjonalne wytłumaczenie – skoro nie widać sąsiada w polu czy na podwórzu, to pewnie jest w domu, skoro drzwi nie zamknięte na klucz. Więc po co dzwonić?

I przy tej okazji przekonałem się, że granicą sagorowej gościnności jest próg domu. Jak pisałem – gdy domownicy otwierają drzwi i zapraszają do środka, wszystko jest w porządku.

Tego dnia siedzieliśmy sobie spokojnie w kuchni kończąc obiad w asyście tradycyjnie łasującego labradorka. Drzwi do chałupki nie były zamknięte na klucz. Przez okno zobaczyliśmy Pana M., który właśnie zamierzał złożyć nam wizytę. I zrobił to, co robił normalnie – otworzył drzwi i wszedł.

Reakcja labradorka przerosła wszelkie wyobrażenia. Choć znał i lubił Pana M. na takie dictum ruszył pędem w kierunku gościa, groźnie zjeżony i jeszcze groźniej warcząc. Pan M., rosły mężczyzna, formalnie zdębiał na widok szarżującego labka. Ja z kolei rzuciłem się w obawie, by Sagor nie przesadził w obronie. Na szczęście nic takiego się nie stało.

Tym niemniej mit o bezwzględnej ciapowatości labradorów wobec człowieków uważam, przynajmniej w przypadku Sagora, za obalony. Wszystko widać ma swoje granice.

Michał & Sagor
Fot.: Michał (trochę przerobione)

4 komentarze:

  1. I tu jak najbardziej się zgodzę, tylko w naszym wypadku była to dziwna osoba,nieznana, która zapukała do drzwi. Pomimo tego, że zostały otworzone przez właściciela, Puzakowi nie spodobał się pan stojący za nimi. Dlaczego? Nie mam pojęcia, ale była to jednorozawa akcja, która nigdy wcześniej, jak i nigdy później (nie wiem jak będzie dalej) nie miała miejsca...
    Również zgadzam się z faktem, że lab to nie do końca taka ciapa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Sagorowi jeszcze parę razy ktoś obcy się nie spodobał. I też nie wiem, dlaczego. Ponoć zwierzęta wycuwają ludzki charakter, zamiary... Coś w tym chyba jest. I dobrze. Dla nas :D

      Usuń
  2. Fakt czarne mają w sobie ta zadziorność. Nelma do niedawna na podwórzu miała swojego " kolegę" kundelek tak samo czarny jak i ona psiak po przejściach ze schroniska reagował agresywnością do ludzi ale Nelmę polubił. Niestety zalazł jej za skórę gdy na ostatnim spacerze wyraźnie przestraszony ruszył na mnie. Przyznam byłam zdziwiona i z lekko się bałam ale zdziwienie okazało się większe gdy moja obrończyni skądinąd sama łagodność najeżyła sierść pokazała zęby i ruszyła w stronę niedawnego kolegi. Psiak został stratowany przez mojego laba i od dnia pamiętnego jest to wróg nr 1.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stratowany? To go Nelma potraktowała z buta :D

      Pozdrawiamy serdecznie

      Usuń