W sobotnie popołudnie wsiedliśmy z Panią labradorka do
załadowanego samochodu i pojechaliśmy. Ponieważ następnego dnia
mieliśmy wracać, a dystans wynosi 400 km w jedną stronę, więc
labradorek został w leśniczówce. Rzecz jasna – nie sam, pod
troskliwą opieką rodziny. Następnego dnia powrót.
Dojechaliśmy później niż planowaliśmy. Labradorek ucieszony
ruszył witać swoją Panią... a na mnie się obraził! Nie chciał
nawet dać się pogłaskać. Nie przeszkodziło mu to w łasowaniu
wieczorową porą ani w uwaleniu się na moim tapczanie w nocy.
Następnego dnia jednak dalej był wyraźnie obrażony. Przeszło mu
dopiero we wtorek wieczorem.
Sytuacja, gdy wyjeżdżamy razem z Panią zostawiając go rodzinie na
31 godzin (tyle dokładnie nas nie było) zdarzyła się pierwszy raz
od 7 lat. Ale takiego focha się nie spodziewałem :D
Michał
& Sagor
Fot.: Michał
Charakterne stworzenie :) Jak można było go tak zostawić?? :D
OdpowiedzUsuń