Dawno, dawno temu pomiędzy klatkami bloku, w którym mieści się
Kwatera Główna Labradorka, rosły krzewy. Wysokie, bujne.
Gniazdowały w nich lokalne społeczności wróbli, sikorek i
wszelkiego ptasiego drobiazgu, witającego mieszkańców wesołym
świergotem.
Krzewy zostały najpierw drastycznie przycięte a później, wbrew
moim protestom, wykarczowane. Wróble, sikorki i ptasi drobiazg
wyniosły się nie wiadomo gdzie i dziś mieszkańców witają gołębie, sroki i wrony. W miejsce
bujnych krzewów urządzone zostały klombiki, gdzie gniazdować mogą
co najwyżej kleszcze, muchy i inne robactwo. Wbrew moim radom
klombiki nie zostały otoczone siatką. Bo to będzie nieestetycznie.
Więc dziś mamy klombiki estetycznie obsr... przez osiedlowe psy.
Rzecz wydarzyła się w zamierzchłych czasach, gdy nie było
klombików, za to były krzewy.
Sprawa całkowicie normalna – dwóch panów rozmawia, jeden stoi
pod blokiem, drugi wychyla się z okna na parterze. Właściwie
adekwatniejsze byłoby stwierdzenie, że wisi z okna. Dosłownie.
Wracaliśmy z Sagorem z wieczornego spaceru a za krzakami sytuacja
przedstawiała się, jak w powyższym opisie, przywodzącym na myśl
scenę balkonową z „Romea i Julii” Szekspira. Scena zwróciła
uwagę labradorka, który najpierw przystanął i w lot ogarnął
sytuację, co obudziło w nim reżyserskiego ducha, więc postanowił
spektaklowi przydać nieco dramatyzmu. Niespodziewanie dla wszystkich
głośno szczeknął, a głosik drab ma, że klękajcie narody.
W tym momencie usłyszeliśmy trzask łamanych gałęzi, coś głucho
plasnęło o matkę ziemię a następnie zwerbalizowało swoją ocenę
sytuacji. Jak ta grawitacja brutalnie sprowadza ludzi na ziemię :D
Michał
& Sagor
Fot.: internet
haha... jedno szczeknięcie, a wywołało przynajmniej dobre stłuczenie, kto wie czy nie coś więcej :)
OdpowiedzUsuń