środa, 16 maja 2012

Ręka w łapę


Choć słoneczko przygrzewało i świeciło, ten dzień miał zapisać się w pamięci labradorka wyjątkowo ponuro. A przynajmniej jego znaczna część...

Wizyty ludzi w rodzinnym domu labradorka zawsze były przyjemne. Wszyscy się uśmiechali, głaskali i chętnie się bawili z labradorkiem i jego rodzeństwem. Jednak tego dnia Mama była jakaś niespokojna, a i szczeniakom udzielił się ten nastrój. Mimo to ludzie, którzy przyszli, byli przyjaźni, uśmiechali się, głaskali i bawili się ze szczeniaczkami. Miłe złego początki...

Labradorek, mimo głośnych protestów, został oddzielony od sfory i Mamy. Zapakowany do specjalnej torby z kawałkiem rodzinnego kocyka przekroczył próg rodzinnego domostwa i wyruszył w wielką podróż, zwaną samodzielnym życiem.

Ulica oszałamiała hałasem i mnóstwem nieznanych zapachów. W dodatku torba kiwała się na ramieniu niosącego ją człowieka, co również nie było przyjemne. Potem było jeszcze gorzej – blaszana puszka zwana autobusem niemiłosiernie klekotała i trzęsła. Otwarta torba pozwalała wystawić pyszczek oraz przednie łapki i rozpatrzeć się w położeniu. Nie wyglądało ono ciekawie – za oknem migały kształty, zapachy zmieniały się jak w kalejdoskopie a jakiś człowiek klął pogodnie, bo razem z córką zapatrzył się na lamentującego szczeniaczka i przejechał przystanek.



Wreszcie podróż dobiegła końca. Nowy dom, nowe zapachy... Nieznane, nie licząc kawałka kocyka pachnącego rodziną. Labradorek bał się wyjść z torby, ale po pewnym czasie się przemógł. Bardzo pomógł w tym dobrze znany odgłos napełniania miseczki karmą, a akurat wypadała pora małego conieco... Po posiłku ciekawość wrodzona wszystkim szczeniaczkom wzięła górę nad lękiem. Sytuacja, choć niewątpliwie przygnębiająca, miała, jak się okazało, swoje plusy. Bo wprawdzie nie było możliwości przyłączenia się do miseczki rodzeństwa, ale też nie trzeba było pilnować swojej przed wtórnym podziałem żarełka. Poza tym labradorek mógł swobodnie ganiać po całym mieszkaniu, a nie jak w rodzinnym domu – tylko po jego części. Wreszcie – pojawiły się zabawki, stając się wyłącznym dominium labradorka, który przez cały czas pozostawał w centrum uwagi. I nawet zrobiona na dywan kupa nie oziębiła międzygatunkowych relacji...

Zapadał zmierzch po dniu pełnym wrażeń. Ludzie szykowali się do snu. Wyglądało na to, że labradorek będzie musiał spać sam. Zgasły światła. Tego szczeniaczkowi było już za wiele – to już nie były skargi i protesty, to był po prostu (a może aż?) płacz... Gdy wreszcie człowiek wszedł do pomieszczenia, w którym miał spać szczeniaczek, labradorek owinął się wokół stopy i żadna siła nie była w stanie go oderwać. W końcu człowiek zabrał ze sobą szczeniaczka i ułożył obok siebie w pościeli. Trzeba uczciwie przyznać, że piesek zachował się przyzwoicie – gdy go przyparła potrzeba – obudził człowieka.

Od tamtych wydarzeń minęło już blisko sześć lat. Do dziś labradorek śpi tam, gdzie chce, okazyjnie zaszczycając pościel opiekunów swoją obecnością. Nigdy też nie napaskudził w łóżku, a od czasu, gdy zaczął swoje potrzeby załatwiać poza domem – również w domu.

I tak człapiemy sobie razem przez życie – cztery łapy i dwie nogi. Różnie bywa – czasem śmiesznie, czasem strasznie, czasem smutno... Ale zawsze ręka w łapę i jakoś to jest.

Michał & Sagor

Fot.: Michał

1 komentarz: