piątek, 18 stycznia 2013

Kotki dwa

Na wstępie chciałbym uspokoić Czytelników – choć tytuł kojarzy się ze znaną kołysanką, to nie będę śpiewać. Tortury są wszak prawnie zakazane :D

A mówiąc, czy też raczej pisząc, poważnie. Parę razy w zamieszczanych tutaj tekstach pojawiały się koty. Dwukrotnie był Bardzo Groźny Kot (wygrzewa się na zdjęciu obok), pojawiła się też bardziej przyjazna kotka Whiskey. Doszedłem więc do wniosku, że warto nieco szerzej omówić relacje labradorka z kotami.

Otóż trzeba Wam wiedzieć, że labradorek nie ma jakiegoś jednolitego stosunku do kotów. Jedne goni, inne ignoruje, jeszcze inne zaprasza do zabawy. Od czego to zależy – pojęcia nie mam. I prawdę powiedziawszy nie mam zamiaru dochodzić. Po prostu – już tak jest. Wszelako nie mogę sobie odmówić przyjemności podzielenia się dwoma historiami ilustrującymi relacje labradorsko – kocie.

Pierwsza z nich przenosi nas w lata szczenięce labradorka, czyli późną jesień 2006 r. Spacerki nie należały wtedy do szczególnie przyjemnych głównie za sprawą pogody – temperatura w okolicach zera, ciągły deszcz i wiatr, no i nieodzowne w takich okazjach błoto.

Wracając z porannego spaceru labradorek podbiegł do elewacji budynku. W tym miejscu znajdowało się okno suszarni, znacznie większe niż okienka piwniczne. A że było większe, więc przy oknie była studzienka, od góry nakrywana kratą. I do takiej właśnie studzienki podbiegł Sagor i zaczął popiskiwać. Będąc „zielonym” opiekunem pomyślałem, że znalazł jakiegoś „smroda” i nad nim śpiewa, więc poszliśmy do domu.

W trakcie południowego spaceru sytuacja się powtórzyła, podobnie w trakcie wieczornego. Tym razem postanowiłem sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że buszujący w piwnicy kot wyszedł do owej studzienki, a ktoś „uprzejmy” zamknął za nim okno. Krata u góry uniemożliwiała mu wydostanie się z pułapki. Siedziała taka zmoknięta, zziębnięta bida z nędzą, a labradorek użalał się nad jej losem. Cóż było robić – podniosłem kratę uwalniając kota z pułapki. Sagor stał spokojnie, kot wyskoczył na wolność, spojrzał na psa i spokojnie pomaszerował w swoją stronę.

Śmiem twierdzić, że Sagor uratował temu kotu życie – jeszcze kilka dni i z mruczkiem byłoby kiepsko. Swoją drogą warto nadmienić, że gdy spotykaliśmy owego kota podczas spacerów, Sagor przyjaźnie kiwał ogonem w jego stronę i nawet nie próbował gonić kota, który zresztą wcale nie okazywał strachu spokojnie przyglądając się psu.

Innym razem labradorek zaczął dawać jednoznaczne sygnały, że pilnie potrzebuje wyjść za potrzebą. Lato w pełni, więc szybko wyszliśmy. Nieskoszona trawa miała dobrze ponad pół metra wysokości. Labradorek wyskoczył z klatki schodowej i pędem ruszył w trawkę w poszukiwaniu miejsca odpowiedniego dla załatwienia swych żywotnych potrzeb. Nagle – stanął jak wryty. W trawie wygrzewał się kot, który nie zauważył biegnącego labradorka, w następstwie czego nieomal został stratowany przez Sagora. Szczęściem pies w porę wyhamował. Kot leżał, pies stał, nosami się dosłownie stykały i najwyraźniej nie ogarniały całej sytuacji. A przynajmniej nie wiedziały, co dalej? W końcu fizjologia przemogła i labradorek ruszył dalej za swoimi sprawami. Kot wykręcił głowę obserwując psa. Gdy Sagor „spuszczał wodę” kot wstał i leniwie się przeciągnął. W końcu pies skończył i pędem ruszył w kierunku kiciusia, który pędem ruszył w kierunku najbliższego drzewa. Pies popiszczał chwilę pod drzewem, kot z góry naparskał, na czym świat stoi. Tradycji stało się zadość, można było kontynuować spacer :)

Michał & Sagor
Fot.: Michał

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz