Choć oprócz imienia Amon nie miał nic wspólnego z egipskim
bogiem, to i tak wzbudzał szacunek u ludzi i zwierząt. Był bowiem
dorosłym przedstawicielem rasy dogue de Bordeaux i wyglądał
podobnie, jak na zdjęciu obok. Był rudy, miał ok. 70 cm wzrostu i
ważył spokojnie ze 60 kg. Potężnie umięśnionego psa wieńczył
olbrzymi łeb z płaską kufą (jak to u mastifów) pełną ostrych
zębów oraz bandyckimi oczkami.
Przy tym wszystkim Amon był dobrze wychowanym, wyjątkowo łagodnym
i wyrozumiałym psem. Gdy spotykaliśmy się większą grupą na
spacerach niewiele sobie robił z szalejącej młodzieży (Sagor miał
wtedy niecały rok, jego towarzystwo – podobnie), dostojnie chodząc
za jakimiś swoimi sprawami. Choć czasem zdarzało mu się bryknąć.
O tym, jak bardzo był to łagodny pies świadczy jego reakcja na
próbę dominacji ze strony labradorka – najpierw się wywinął, a
potem się odwinął. W następstwie wymierzonego Amonową łapką
klapsa Sagor wykręcił potężnego fikołka, i na tym się
skończyło. Nigdy więcej nie wracali do tematu, a Sagor zawsze
okazywał Amonowi szacunek.
Pewnego dnia Amon wykopał na parkowej łączce jakiś sporych
rozmiarów gnat, którego żadna siła ludzka nie była mu w stanie
odebrać. I nie dlatego, że Amon był bądź co bądź silnym psem –
najpierw trzeba było go złapać. Uczciwie trzeba przyznać, że nie
zachowaliśmy się wtedy w sposób przyjacielski. Całą grupą
pokładaliśmy się ze śmiechu obserwując próby ujęcia
„archeologa” w wykonaniu jego opiekunów, które napotykały na
komiczne uniki i fortele potężnego psa.
Innym razem rozchodziliśmy się już do domów po wieczornym
spacerze. Wyszalana psia młodzież grzecznie czekała, aż człowieki
skończą wszystkie rozpoczęte banalne rozmowy. Wśród nas stał
też Amon ze swoimi opiekunami. Nadmienić trzeba, że Tomek był
wysokim, atletycznie zbudowanym mężczyzną, podczas gdy jego żona
– Dorota – była, hm..., filigranową osóbką, prawdopodobnie
ważącą mniej, niż Amon.
Tym razem Dorota trzymała smycz Amona. W pewnym momencie do
Amonowych nozdrzy doleciał z krzaków jakiś intrygujący zapach,
więc postanowił sprawdzić co i jak. Obserwując znikającą w
krzakach Dorotę holowaną przez Amona, Tomek wykazał się stoickim
spokojem i flegmą, której niejeden angielski lord mógłby mu
pozazdrościć.
- Żono, wybierasz się dokądś? - spytał retorycznie.
Z Amonem, Tomkiem i Dorotą od lat
nie mam kontaktu. Nie wiem nawet, czy Amon jeszcze jest wśród nas –
w końcu było to jakieś 6 lat temu, a był on już wtedy dorosły.
Mam wszelako nadzieję, że wszyscy cieszą się dobrym zdrowiem i
jeśli przeczytają ten tekst podobnie jak ja uśmiechną się do
wspomnień.
Michał
& Sagor
Fot.: internet

nie wiem jak Dorota, Tomek i Amon, ale ja uśmiechnęłam się do swoich ....
OdpowiedzUsuńmiłe wspomnienia. Dzięki psiakom nie dosyć, że poznajemy nowych ludzi to zapewniają nam na prawdę ciekawe przeżycia ... a już z molosami to życie bywa kolorowe pod warunkiem, że człowiek odpowiedzialnie do tematu podszedł i nie straszne mu molosowe pomysłu :))) na co dzień przebywam z dogiem i wiem co molos potrafi zrobić :)))
OdpowiedzUsuńFajna historia:)
pozdrawiam z nutką czekolady!
Generalnie z Puzakiem mam podobnie, bo jak ON CHCE gdzieś pójśc, to wierz mi, pójdzie (oczywiście pod warunkiem, że to ja trzymam koniec smyczy) :)
OdpowiedzUsuńA psa rasy dogue de Bordeaux miałam okazję spotkac i polubic :) Wydawał się niesamowicie ociężały i powolny, ale jak stwierdził, że opłaca mu się biec.... Fajny był psiur i fajna rasa :)