czwartek, 3 stycznia 2013

Amon

Choć oprócz imienia Amon nie miał nic wspólnego z egipskim bogiem, to i tak wzbudzał szacunek u ludzi i zwierząt. Był bowiem dorosłym przedstawicielem rasy dogue de Bordeaux i wyglądał podobnie, jak na zdjęciu obok. Był rudy, miał ok. 70 cm wzrostu i ważył spokojnie ze 60 kg. Potężnie umięśnionego psa wieńczył olbrzymi łeb z płaską kufą (jak to u mastifów) pełną ostrych zębów oraz bandyckimi oczkami.

Przy tym wszystkim Amon był dobrze wychowanym, wyjątkowo łagodnym i wyrozumiałym psem. Gdy spotykaliśmy się większą grupą na spacerach niewiele sobie robił z szalejącej młodzieży (Sagor miał wtedy niecały rok, jego towarzystwo – podobnie), dostojnie chodząc za jakimiś swoimi sprawami. Choć czasem zdarzało mu się bryknąć. O tym, jak bardzo był to łagodny pies świadczy jego reakcja na próbę dominacji ze strony labradorka – najpierw się wywinął, a potem się odwinął. W następstwie wymierzonego Amonową łapką klapsa Sagor wykręcił potężnego fikołka, i na tym się skończyło. Nigdy więcej nie wracali do tematu, a Sagor zawsze okazywał Amonowi szacunek.

Pewnego dnia Amon wykopał na parkowej łączce jakiś sporych rozmiarów gnat, którego żadna siła ludzka nie była mu w stanie odebrać. I nie dlatego, że Amon był bądź co bądź silnym psem – najpierw trzeba było go złapać. Uczciwie trzeba przyznać, że nie zachowaliśmy się wtedy w sposób przyjacielski. Całą grupą pokładaliśmy się ze śmiechu obserwując próby ujęcia „archeologa” w wykonaniu jego opiekunów, które napotykały na komiczne uniki i fortele potężnego psa.

Innym razem rozchodziliśmy się już do domów po wieczornym spacerze. Wyszalana psia młodzież grzecznie czekała, aż człowieki skończą wszystkie rozpoczęte banalne rozmowy. Wśród nas stał też Amon ze swoimi opiekunami. Nadmienić trzeba, że Tomek był wysokim, atletycznie zbudowanym mężczyzną, podczas gdy jego żona – Dorota – była, hm..., filigranową osóbką, prawdopodobnie ważącą mniej, niż Amon.

Tym razem Dorota trzymała smycz Amona. W pewnym momencie do Amonowych nozdrzy doleciał z krzaków jakiś intrygujący zapach, więc postanowił sprawdzić co i jak. Obserwując znikającą w krzakach Dorotę holowaną przez Amona, Tomek wykazał się stoickim spokojem i flegmą, której niejeden angielski lord mógłby mu pozazdrościć.

  • Żono, wybierasz się dokądś? - spytał retorycznie.

Z Amonem, Tomkiem i Dorotą od lat nie mam kontaktu. Nie wiem nawet, czy Amon jeszcze jest wśród nas – w końcu było to jakieś 6 lat temu, a był on już wtedy dorosły. Mam wszelako nadzieję, że wszyscy cieszą się dobrym zdrowiem i jeśli przeczytają ten tekst podobnie jak ja uśmiechną się do wspomnień.

Michał & Sagor

Fot.: internet

3 komentarze:

  1. nie wiem jak Dorota, Tomek i Amon, ale ja uśmiechnęłam się do swoich ....

    OdpowiedzUsuń
  2. miłe wspomnienia. Dzięki psiakom nie dosyć, że poznajemy nowych ludzi to zapewniają nam na prawdę ciekawe przeżycia ... a już z molosami to życie bywa kolorowe pod warunkiem, że człowiek odpowiedzialnie do tematu podszedł i nie straszne mu molosowe pomysłu :))) na co dzień przebywam z dogiem i wiem co molos potrafi zrobić :)))
    Fajna historia:)
    pozdrawiam z nutką czekolady!

    OdpowiedzUsuń
  3. Generalnie z Puzakiem mam podobnie, bo jak ON CHCE gdzieś pójśc, to wierz mi, pójdzie (oczywiście pod warunkiem, że to ja trzymam koniec smyczy) :)
    A psa rasy dogue de Bordeaux miałam okazję spotkac i polubic :) Wydawał się niesamowicie ociężały i powolny, ale jak stwierdził, że opłaca mu się biec.... Fajny był psiur i fajna rasa :)

    OdpowiedzUsuń